E: Może się kogoś poradźmy, albo coś?
ŚP: No nie wiem... Co możemy zrobić?
E: Ja też nie wiem...
ŚP: Kto mógłby wiedzieć...?
W tym momencie obydwaj popatrzyliśmy na siebie, wpadliśmy na to samo.
ŚP i E: Chodźmy do Molty!
**Później**
ŚP: Molto...
Powiedziałem cicho wchodząc do sporej jaskini.
Siedziała tam okropnie stara kocica, z zamkniętymi oczami.
E: Potrzebujemy twojej pomocy.
Ta otworzyła jedno oko, bo drugiego nie miała. W jaskini było ciemno, ona zaś świeciła oczami okropnie.
M: O co chodzi?
Zapytała spokojnym głosem.
Ze szczegółami opowiedzieliśmy jej wszystko, ona słuchała nas
uważnie, co chwilę cicho przytakując. Kiedy skończyliśmy jej opowiadać,
ona powiedziała sobie coś pod nosem, po czym zwróciła się do nas:
M: Wybaczcie na chwilę, muszę chwilę nad tym pomyśleć.
Powiedziała i z trudem wstając zniknęła w ciemnościach.
Słyszeliśmy jak wypowiada coś dziwnego, podczas tego wypowiadała nasze imiona.
Mogliśmy tylko czekać, nie spokojnie, bo wiedzieliśmy, że czasu jest coraz mniej...
C.D.N...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz