Zjeżyłem się na ton jej głosu.
R: Nie jestem idiotą, żeby zadzierać z całym klanem bez wsparcia.-burknąłem.
Spojrzała na mnie tak, że postanowiłem mówić
R: Siedziałem sobie na drzewie gdy ten kot, o którego zabójstwo mnie
oskarżacie przebiegł pod nim. Za nim biegły borsuki. Były 3 całkiem
duże. Nie mógł już dłużej uciekać, widać było że i wcześniej zdążyły go
zranić. Poznałem zapach waszego klanu i postanowiłem mu pomóc. Borsuki
zdążyły go dopaść nim tam dobiegłem. Zaczęła się zażarta walka. Nas było
dwóch w tym on już ranny. Wykorzystałem sprawdzona taktykę walki.
Ciężko zraniły tego białego kota. Mnie trochę poturbowały.
Wskazałem na długie zadrapania i ślady ugryzień na bokach.
LG: Ale dlaczego wokół nie było żadnego ciała borsuka?
Prychnąłem mamrocząc coś, brzmiące jak przekleństwo.
R: Bo żadnego nie zabiliśmy. On stracił przytomność i upadł, a gdy
borsuki chciały go rozszarpać to rzuciłem się pomiędzy nich. Jednemu
niemal poderżnąłem gardło. Uciekł, prawdopodobnie znajdziecie jego ciało
niedaleko, musiał się wykrwawić. Pozostałe pobiegły za nim. Chyba
wyczuły nadbiegające twoje stadko. Ja tego nie zrobiłem. Gdy oni
przybiegli sprawdzałem czy ten kot żyje.
LG: To brzmi...
<Lamparcia Gwiazda? Jaki wyrok?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz