?: Będę tęsknić.
ŚP: Ale dlaczego? Przecież nigdzie nie idę.
Przytuliłem ją.
?: Niestety Śnieżny, idziesz...
Zniknęła.
Pojawił się Lokas.
LO: Jesteś mordercą, musiałeś odejść.
Mimo szarpania, nie mogłem uciec...
Nagle podszedł i zadał śmiertelny cios, padłem na ziemię, wszystko zniknęło...
Obudziłem się z krzykiem, wstałem, ale od razu po tym z bólu padłem
na ziemię. Rozejrzałem się. Była noc. Nikogo nie było w pobliżu, raczej
nie byłem aż tak głośny, żeby kogoś obudzić.
?: Jesteś bezbronny! Zabiję cię i twoją głupią rodzinę, a ty nic na to nie poradzisz!
?: Zostaw mnie!
Od razu rozpoznałem ten głos.
Powoli wstałem i zacząłem prawie wlec się po ziemi w stronę, z
której dobiegały głosy. Kiedy dotarłem byłem ukryty, wyjrzałem z ukrycia
i ujrzałem znanego mi kocura – Artemus! Jak ja nie cierpię tego typa..
A ten drugi, na którego mój nieprzyjaciel napadł to mój mały
braciszek. Był już trochę ranny, ale dookoła znajdowało się więcej krwi.
Czyjej?
Po cichu obszedłem dookoła, popatrzyłem tam, gdzie było jej najwięcej.
Skamieniałem... Jak to możliwe...?
Na ziemi, leżała cała pogryziona, zakrwawiona... Electra...
Czarna kotka ledwo oddychała, jej ucho... Gdzie ono było? A oko? A kilka palców?
Straciła je... Brakowało jej wielu części ciała.
Kiedy nagle wyrywając mnie z szoku kocur rzucił się na Lilac’a.
Wtedy skoczyłem ja i odepchnąłem go na bok. Chodź rana bolała mnie
okropnie, walczyłem, aby bronić rodzinę.
Zaczęła się walka, oberwał więcej razy ode mnie. W końcu uciekł.
Popatrzyłem dysząc na skulonego pod drzewem rannego braciszka, z
łzami w oczach. Podszedłem bliżej, usłyszałem, że mały pochlipuje.
ŚP: Bardzo cię boli?
Zapytałem oglądając jego obrażenia.
Li: Electra...
Jęknął, a jego łza kapnęła na ziemię.
ŚP: Już do niej idę.
Podszedłem do ledwo żywej kotki.
ŚP: Electra, słyszysz mnie?
E: Nie możesz tu być... To niebezpieczne... Oni cię szukają...
Powiedziała prawie szeptem, krztusząc się krwią, co chwila.
Popatrzyłem na płaczącego Lilac’a, a potem znów na nią.
Jej oko zaczęło się zamykać.
ŚP: Nie Electra, nie mrugaj.
Powiedziałem już łamiącym się głosem.
E: Zawsze mogłam na ciebie liczyć... Teraz nie będę mogła zając się małym...
ŚP: Electra...
Miałem łzy w oczach. Mały Lilac usiadł obok mnie, i się do niej przytulił.
E: Proszę, zajmij się nim, zastąp mnie, jak ja zastąpiłam waszą matkę...
Łzy zaczęły spływać mi z oczu.
E: I nigdy nie zapomnij... Nigdy nie myślałam, że jestem mordercą... Nigd...
Nie dokończyła, bo zaczęła się dusić, a jej oko się zamknęło. Przestała się ruszać.
Patrzyłem na nią chwilę w ciszy.
Zaraz oparłem o nią głowę i zacząłem płakać... Była moją najlepszą przyjaciółką...
Mały zrobił to samo, tylko, że ona płakał głośno.
ŚP: Electra, wstawaj... Rozumiesz...? Wstawaj ty głupia kupo futra...!
Nawet nie wiem, kiedy z Lilacem zasnęliśmy.
Rano obudził mnie dotyk w kark.
Ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz