Wyszedłem rano z legowiska, a po chwili zobaczyłem Martina wchodzącego do obozu. Tuż za nim szła młoda kotka, w wieku terminatora. Była ciemnobrązowa w pręgi, a jedna z przednich łap była biała. Duże oczy kotki były dwukolorowe. Jedno zielone, drugie niebieskie. Kotka poruszała się zwinnie nawet idąc, trzymała wysoko puszysty ogon i uśmiechała się lekko, rozglądając po obozie.
Podszedłem do kocura.
- Martin... – zacząłem.
- Hm? – popatrzył na mnie.
- Co to za kotka? – popatrzyliśmy na nią. Nawet nie zwróciła
na to uwagi.
- Ona? To moja córka. – powiedział jakby nigdy nic.
W zdumieniu otworzyłem pyszczek. Dopiero wtedy zauważyłem,
że obok mnie siedzi zdziwiona i zdenerwowana Sójcze Pióro.
- Jeszcze was więcej?! – szepnęła w zdumieniu, szeroko
otwierając oczy.
Martin patrzył na nas jakby uważał nas za mysie móżdżki.
- A... – mówiłem – Kto jest matką?
Bałem się odpowiedzi. Błagam, tylko nie Jessy...
- Jessy. – odpowiedział.
Sójcza? xD Muahahaha
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz