Znów wszystko wróciło do normy. Mogłem być spokojny przez długi czas.
Spacerowałem po terenach wsłuchując się w naturę i relaksując.
Nagle usłyszałem syk, jak nigdy w życiu. Był okropnie głośny to było
pomieszanie wściekłości z przerażeniem. Natychmiast ruszyłem w stronę, z
której dobiegał syk.
Okazało się, że był to Wilcza Łapa, mój syn! Otaczało go stado kun.
Co chwila porządnie raniły jego ciało, on oddawał im równie mocno, ale
było ich za dużo dla jednego, młodego kocura.
ŚP: Nawet nie próbujcie!!!
W sekundę znalazłem się obok. Wskoczyłem nad niego osłaniając go własnym ciałem, po czym zacząłem atakować kuny.
Trzy z ponad dziesięciu od razu uciekły, a reszta walczyła. Na ślepo
raniłem je wszędzie: drapanie w pyski, gryzienie w łapy, duszenie,
wyrywanie uszu...
W ten sposób pozbyłem się około siedmiu.
WŁ: Tato...
ŚP: Biegnij do mamy!
Krzyknąłem, a on od razu ruszył.
Wziąłem kolejną kunę za kark i rzuciłem nią na dwa metry w bok.
Zdałem sobie sprawę z tego, że walczę z nimi na środku Grzmiącej Ścieżki, po środku której zwykle pędzą te wielkie, kolorowe potwory.
Teraz akurat ich nie było, na moje szczęście.
Oberwałem w pysk, a zamiast tego miałem na sobie tylko kilka ugryzień i zadrapań.
Zostały tylko trzy kuny. Z łatwością wygoniłem dwie, została ostatnia. Po dalszej walce ostatnia kuna zginęła. Stałem tak nad nią dosyć długo, aż z krzaków wybiegł Wilcza Łapa, a za nim Mglista Chmura ze Świetlistą Łapą. Popatrzyłem na nich.
Wilcza Łapa podbiegł do mnie.
WŁ: Wszystko w porządku tato? Zabiłem tylko trzy kuny, więcej nie dałem rady...
W zasadzie były one wyjątkowo wielkie i silne.
ŚP: Ważne, że wszystko z tobą w porządku.
Powiedziałem.
Nagle znikąd za mną pojawił się pędzący potwór dwunogów, był tak szybki, że w sekundę znalazł się trzy długości lisa ode mnie.
ŚP: Wilcza Łapo, uważaj!
Krzyknąłem chwytając go za skórę na karku. Rzuciłem nim w stronę
Mglistej Chmury, był bezpieczny. Potwór dwunogów był tylko jedną długość lisa ode mnie...
Ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz