-Witaj-wypowiedziałam te słowo cicho.
Kto zdaje się wbił we mnie mordercze spojrzenie. No, bardziej tylko mi się wydawało. I tak nie mogłam tego zobaczyć.
Również się przywitał. Miał w głosie tę specjalną, stalową nutę,
którą słyszałam w głosie matki, gdy uczyła nas polować. I zabijać. Z
całą pewnością nie był milutkim koteckiem do miziania.
Odwróciłam głowę niby to patrząc w bok. Nauczyłam się ruchów, przez
które trudniej było wykryć moje kalectwo. Cisza trochę mi ciążyła, więc
się odezwałam.
-Jak ci na imię?-spytałam.
-Szare Futro-znów ten sam ton. Może trochę ciszej.
Umiem wyczuwając takie subtelności. Brak wzroku zastępuje mi znaczne wyostrzenie się innych zmysłów.
-Ja jestem Ciche Serce-spróbowałam sie uśmiechnąć ale kiepsko mi wyszło.
Trochę się go bałam. To chyba naturalne. A może nie? Nie mam pojęcia.
<Szare Futro dokończ łaskawiej, wena mi niedomaga>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz