Siedziałam na drzewie obserwując obóz. Chłodny wiatr co chwilę rozwiewał moje ciemne, lśniące błękitnie w blasku słońca futro. Wtem w krzewach janowca stanowiących wejście do obozu, coś zaszeleściło. Zeskoczyłam z drzewa i wpatrywałam się w wejście. Po chwili wszedł tam Wilcze Serce. Przywitał mnie cichym, niewyraźnym miauknięciem stłumionym przez kruka zwisającego mu z pyska. Otarłam łebek o jego policzek. W kilku podskokach zniknął na drugim końcu polany, pewnie poszedł podzielić się zdobyczą ze starszymi. W innej części obozu, usłyszałam miauknięcie Popielatego Ucha. Dobiegało z kociarni. Szybkim krokiem weszłam do środka.
- Teraz twoja kolej opieki nad kociętami.
- Dobrze.
Wychodząc, Popielate Ucho liznęła mnie za uchem. Kiedy wyszła, ułożyłam się obok maluchów. Po chwili do środka ktoś wszedł.
Jakiś ktosieł? .3.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz