Znalazłem się przy małym strumyku. Napiłem się. Nagle zobaczyłem zająca. Zaczaiłem się i upolowałem go. Zakopałem, żeby nikt go nie zabrał.
Nagle zza trawy wyskoczył jakiś kot. Nie spodziewałem się ataku, więc przygniótł mnie do ziemi. Zadałem mu cios w pyszczek, a on zaczął mnie gryźć.
Wreszcie po krótkiej walce uciekł.
Zrobiło mi się słabo i zemdlałem...
Kiedy otworzyłem oczy, wszystko było rozmazane. Widziałem przed sobą sylwetkę kota. Zamrugałem kilka razy i widziałem już normalnie. To był... Martin!
- Ja... Jestem w Gwiezdnym Klanie? - zapytałem.
- Jeszcze nie. - powiedział.
- Czyli ty... Ty żyjesz! - od razu wstałem.
- Myśleliście, że nie żyję? - zdziwił się.
- No... Tak.
Skinął łebkiem.
- Czyli wracamy? - zapytał.
- Raczej tu nie zostaniemy. - wziąłem do pyszczka wcześniej upolowanego zająca.
Martin upolował jeszcze dwie myszy i ptaka.
Wróciliśmy.
Na widok zdziwionych spojrzeń Sójczego Pióra i Okopconej Paproci Martin zaśmiał się cicho.
Sójcza? ON ŻYJE!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz