- Cześć! Jestem...
- Lamparcie Serce. Wiem...
- Skąd ty to... - Spojrzał na moją łapę - O matko co ci się stało?
- Wypadek na Grzmiącej Ścieżce...Nieważne...
Nie chcę być już młoda...BO PO CO? Skoro nie mogę już trenować to po co mi to?! Wstałam i poszłam nad strumień postarzania. Po chwili byłam już dorosła. Łapa jednak się nie zagoiła...Szlak. Wróciłam do obozu, a gdy zobaczył mnie Lamparcie Serce, kopara mu opadła do kolan.
- Wooow...Wyglądasz...Pięknie...
- Dzięki...
- Co powiesz na spacer?
- Chętnie!
Nad Jeziorem Nieśmiertelnych
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Tutaj jest duch mojego ojca...
- Mojego także...Nawet dobrze go nie znałem...byłem taki młodziutki...miałem zaledwie tydzień...a on odszedł...
- Przykro mi...Ja nawet nie znałam mojego ojca... - Zmieniłam temat - Ciekawe jakie dostanę nowe imię...
- Na pewno piękne...
Zarumieniłam się...Zaczęłam płakać ze szczęścia... W końcu nie wytrzymałam. Pocałowałam go...
- Pyłkowy Kwiecie...nie wiem co powiedzieć...
Pyłkowy Kwiat! To jest piękne imię!
- Pyłkowy Kwiat...
- Tak...Tak chciałem żebyś się nazywała...to piękne imię...
- Wiem...Piękne...
Po ceremonii
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- I jak?
- Jestem Pyłkowy Kwiat!
Położyłam się a on zaczął wylizywać moje futerko.
- Jesteś cudowny...
W końcu on także się położył i po chwili byliśmy jedną kulą miłości...
Po całym Bara-Bara xD
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Było niesamowicie!
- Zgadzam się! A teraz mam pytanie...
- Słucham ukochana?
- Dlaczego chcesz mieć za partnerkę...kalekę?
- Nie jesteś Kaleką! To że nie możesz być wojowniczką nie znaczy że jesteś od razu KALEKĄ!
- W sumie masz racje...
Poszliśmy razem nad strumień...ten strumień...Napiłam się z niego...I brzuch mi urósł.
- Wiesz co to znaczy?
- Tak! Będziesz Ojcem!
- Jak się ciesze!
Następnego Dnia, Noc, w Legowisku Medyka
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Lamparcie Serce stał zdenerwowany przed Legowiskiem Medyka. Ja czułam ŚMIERTELNY ból.
- DLACZEGO TO TAK DŁUGO TRWA, KSIĘŻYCOWY WIETRZE?! TO TRWA OD RANA!
- Myślisz że wiem?! Żaden poród w mojej karierze nie trwał tak długo!
Zaczęłam energicznie wylizywać już cztery kocięta. Moja siostra, bracia i matka siedzieli przy mnie, pomagając mi przy wylizywaniu maluchów.
Lamparcie Serce był zdenerwowany i to bardzo.
- Księżycowy Wietrze, ile to jeszcze potrwa? Ile jeszcze będzie kociąt?!
- Nosz w mordę wrony NIE WIEM!
Tak na niego krzyknęła że zamilknął. Po pięciu minutach była jeszcze dwójka kociąt.
- Zamiast się pytać pracuj tym niewyparzonym jęzorem.
Mój partner zniżył łeb i zaczął wylizywać bure kociątko. Ja zaczęłam wylizywać czarnuszka.
- To już wszystkie?
- Raczej tak...
Jednak pojawił się jeszcze jeden kociak.
- Albo nie.
Kocięta były takie cudne...
Tak na niego krzyknęła że zamilknął. Po pięciu minutach była jeszcze dwójka kociąt.
- Zamiast się pytać pracuj tym niewyparzonym jęzorem.
Mój partner zniżył łeb i zaczął wylizywać bure kociątko. Ja zaczęłam wylizywać czarnuszka.
- To już wszystkie?
- Raczej tak...
Jednak pojawił się jeszcze jeden kociak.
- Albo nie.
Kocięta były takie cudne...
Moja mama spytała:
- Jak je nazwiesz?
- Złote Kocię po cioci...Popielate Kocię po tobie...Lamparcie Kocię po tacie...Kasztanowe Kocię...Kruczę Kocię po wujku...Jasne Kocię i Ciemne Kocię.
- Są przepiękne...tak jak ty...
- Dziękuje...
Wtedy ktoś wszedł do środka.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz