- Przecież widzę, że coś się stało. – Powiedziałem.
Chciałem dowiedzieć się, o co chodzi.
- Naprawdę nieważne...
Usiadłem obok. Otuliłem ją ogonem. Sam, nie wiem czemu, poczułem
smutek. Westchnąłem. Popatrzyłem w przód. Stał tam jakiś kot, w oddali,
ale na nas patrzył. Widziałem tylko sylwetkę. Kot zaczął do nas biec,
raczej nie miał dobrych zamiarów.
- Sójcza, uciekaj!
Krzyknąłem lekko ją popychając, żeby biegła szybciej. Ruszyłem
natychmiast za nią. Kot siedział nam na ogonie. Nie dosłownie,
oczywiście. Był szary w brązowe pasy. Jego oczy były ciemnozielone.
Uciekaliśmy chwilę, aż trafiliśmy w ‘’ślepy zaułek’’. Skały, na
nasze nieszczęście, ułożyły się tak, że nie mogliśmy przebiec. Kot był
bardzo blisko i skoczył atakując nas. Zasłoniłem sobą Sójczą Łapę, a kot
trafił pazurami we mnie. Trafił mnie w pysk, a krew rozprysnęła na
boki. Już miał zaatakować Sójczą, ale chwyciłem go zębami za ogon i
odciągnąłem.
- Wilczy! Można wspiąć się na górę! – Krzyknęła i zaczęła się wspinać.
Zaczął padać deszcz. Wywróciłem kota, szybko wstałem i zacząłem
wspinać się na wysokie góry za Sójczą Łapą. Zaraz jednak on złapał mnie
zębami za tylną łapę. Szybko, żeby nie spaść, kopnąłem go w głowę. Spadł
kawałek, ale chwycił się skały w locie i znów nas gonił. Z mojego pyska
kapała krew, ale nie zwracałem na to uwagi. Wspięliśmy się na górę.
Przed nami była przepaść, taka jak ta, na którą przed chwilą się
wspinaliśmy. Było do niej kilka metrów. Kot wspiął się za nami.
- Chodź, musimy skoczyć! – Krzyknąłem, przecierając łapą pysk z krwi wymieszanej z deszczem.
- Na mózg ci padło?!
Wziąłem ją za łapę.
- Wystarczy, że uwierzysz w siebie.
Nie odezwała się. Zaczęliśmy biec, po czym skoczyliśmy. Nie
pamiętam, co było dalej, zapamiętałem tylko ten moment, kiedy wpadliśmy
do wody. Obudziłem się będąc już na brzegu. Nie padało już. Promienie
słońca chwilowo mnie oślepiły.
< Sójcza? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz