Uśmiechnąłem się lekko i położyłem pysk na przednich łapach. Rana dalej
trochę bolała, ale wiedziałem, że przecież nic mi nie będzie. Wtedy
sobie coś przypomniałem.
WŁ: Sójcza Łapo...
SŁ: Tak?
WŁ: A czy tobie nic nie jest?
Zapytałem patrząc na nią. Usiadła.
SŁ: Nie, w porządku.
*Dzień potem*
Mogłem już wyjść na świeże powietrze. Sójczej Łapy i Mroźnej Łapy
już dawno tam nie było. Co by robili cały dzień ze mną? Nie wiem.
Spacerowałem.
Dzień był tak samo spokojny jak poprzedni. Wiedziałem, że muszę na
siebie uważać. Nie mogłem pozwolić na kolejną walkę, bo tym razem mogło
skończyć się to naprawdę źle. Przeszedłem kawałek, po czym usłyszałem
wesoły krzyk:
?: Cześć Wilcza Łapo!
Popatrzyłem w stronę, z której dobiegał głos. Nie był to nikt inny, jak Sójcza Łapa. Podbiegła do mnie powoli.
SŁ: Jak się czujesz?
WŁ: Dobrze. A jak tam u was?
SŁ: To samo...
Na chwilę panowała cisza. Postanowiłem ją przerwać.
WŁ: Może pójdziemy na spacer?
< Sójcza Łapo? ;D >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz