- Sójcze Pióro... - Usłyszałam głos Piaskowej Kity. - Ja wiem co czujesz...wiem jak to jest stracić kocięta...rozumiem jeśli chcesz zostać teraz sama...
- Tak...chciałabym zostać sama...
- Choć...
Pomogła mi dojść do mojego legowiska. Podsunęła mi pod nos ziarenka maku.
- Zjedz. To cię uspokoi.
- Dziękuje Piaskowa Kito...
Złota kotka uśmiechnęła się, machnęła swym puchatym ogonem i odeszła. Ja natomiast, po zjedzeniu ziarenek maku zasnęłam...
A teraz w magiczny sposób przenosimy się do snu Sójczej :3
Walczyłam z Klanem Krwi u boku Wilczego Pazura. Po chwili jednak się rozdzieliliśmy. Rzuciłam się na czarno białą kotkę, która po chwili uciekła jak kociątko płaczące za matką. Wtedy usłyszałam pisk. Pisk moich kociąt. Natychmiast pobiegłam do mojego legowiska. Łapy mi drżały, z oczy lały się łzy. Gia stała tam, nad ciałkami moich młodych..
- Nie...NIE!!
- NIE! - Nagle się obudziłam. Wyskoczyłam z legowiska jak torpeda. - Kocięta...GDZIE MOJE KOCIĘTA?!
Pobiegłam do kociarni. Gwiezdnemu Klanowi niech będą dzięki, reszta kociaków spała wtulona w ogon Popielatego Ucha.
- Ciiii Sójcze Pióro! Co się stało?
- To...Gwiezdnym niech będą dzięki, to był tylko sen...
- Nie martw się Sójcze Pióro, są bezpieczne. Idź spać...
- D-dobrze...
Spuściłam wzrok i wróciłam do swojego legowiska.
---Następnego dnia, popołudnie---
Kocięta zostały z Piaskową Kitą. Wilcze Serce zabrał mnie na spacer dla uspokojenia. Cały czas szłam ze smutnym wyrazem mordki. Szliśmy wzdłuż rzeki. Nagle zastrzygłam uszami.
- Słyszałeś to?
- Co?
Echem po lesie odbijało się wołanie. Kociątko nawoływało matkę.
- Biegiem!
Natychmiast pobiegłam w stronę głosu, Wilcze Serce za mną. Na miejscu, pod drzewem dostrzegliśmy kociaka. Mały, biały jak śnieg z zielonymi oczami. Pochyliłam się nad kociątkiem, które na mój widok skuliło się jeszcze bardziej.
- Hej mały...skąd się tu wziąłeś?
- Ja...nie wiem gdzie moja mama...wyszedłem z nią na spacer, było spokojnie, ale nagle, mama wepchnęła mnie w dziurę pod drzewem. Mówiła, że czuje tu coś dziwnego, no to zacząłem węszyć. W lesie coś było i szło w naszą stronę. I wtedy z krzaków wyskoczyły borsuki. I widzę, że mama nie ma gdzie uciekać, bo borsuki zapędziły ją w ślepy zaułek nad rzeką. Krzyknęła, żebym uciekał, to zacząłem biec w las. I się zgubiłem...
Spojrzałam na Wilczego Pazura porozumiewawczo.
Wilczy? Adoptujemy go? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz