- Lis! - krzyknąłem.
Wszystkie koty zaczęły panikować, co spłoszyło rude zwierzę. Razem z kilkoma innymi wojownikami skoczyliśmy na niego. Nie miał z nami szans. A może jednak...
Był już cały ranny, ale jednak dalej silniejszy. Szybko rzucał wszystkimi atakującymi go kotami na boki. Ja byłem jednym z nich. Kiedy wstałem znów upadłem, ale później udało mi się go gonić. Pędził prosto do kociarni!
Byłem tuż za nim, kiedy tam wbiegł.
Już prawie zaatakował Sójcze Pióro, by potem zabić kociaki, ale ja wskoczyłem mu na kark i zacząłem drapać. On próbował mnie dosięgnąć łapami, ale nie dawał rady. W końcu zrobił coś, czego się nie spodziewałem. Padł na grzbiet, poturlał się po ziemi i wstał. Czułem się zmiażdżony. Po chwili wstałem się, przytrzymując się pazurami o jego ogon. Ten odwrócił się, patrząc na mnie ze wściekłością. Rzuciłem się na niego i zadrapałem mu jedno oko. Zawył z bólu. Zrzucił mnie na ziemię i złapał za tylne łapy. Leżałem tuż przed Sójczym Piórem, która zasłaniała kociaki ogonem.
- Powiedz mojej matce, że ją kocham. - jęknąłem.
Lis przerzucił mnie nad sobą, a ja uderzyłem w ziemię z hukiem. Słyszałem, jak Sójcze Pióro cicho syczy na lisa. Ten tym razem chwycił mnie za kark i przycisnął do ''ściany'' kociarni. Poczułem, że z mojego pyska leci krew.
- Ałć... - jęknąłem.
Sójcze Pióro?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz