O nie...
- Krew! - krzyknąłem.
Odwróciliśmy się, gdy usłyszeliśmy w obozie syczenie kotów. Zaatakowano nasz klan!
- Idziemy! - krzyknęła Sójcze Pióro.
- Ktoś nie powinien zostać z kociakami? - zaniepokoiłem się.
- Ja przydam się podczas walki!
Pobiegliśmy.
Nieznane mi koty walczyły już z członkami Klanu Światła. Sójcze Pióro zniknęła gdzieś wśród kotów. Nagle ktoś mnie przygniótł do ziemi. Popatrzyłem na niego. Te oczy płonące ze wściekłości, ten szyderczy uśmiech... Gia!
Zasyczałem i zacząłem drapać ją po łapach. Ona także mnie atakowała. Kilkakrotnie próbowała wgryźć mi się w kark, ale jej się nie udało. Zadała mi cios w bark, ja syknąłem z bólu. Zacząłem ze wściekłością gryźć jej przednią łapę. Ona drapała mnie w brzuch. W końcu uciekła. Z mojego brzucha i pyska kapała krew. Nagle zobaczyłem Sójcze Pióro biegnącą do legowiska. Chciałem pędzić za nią, ale kiedy tylko rzuciłem się do biegu, ktoś nadepnął mi na ogon. Odwróciłem się.
Jasnoszary kocur w czarne łaty zaatakował. Chwilę walczyliśmy, ale minął moment, a mojego przeciwnika zaatakowała dwójka terminatorów. Wstałem z ziemi, w tym samym momencie słysząc krzyk dobiegający z legowiska. Pobiegłem tam.
Sójcze Pióro stała, jej łapy drżały.
- Sójcze... - nie dokończyłem, ponieważ kiedy się tam zbliżyłem, zobaczyłem co się stało.
Trójka naszych płaczących kociąt, a Borsucze Kocię... Martwy.
Jego małe ciało było podrapane. Rodzeństwo małego było ubrudzone jego krwią. Żałowałem, że zostawiliśmy je same.
- Nie! - Sójcze Pióro krzyknęła.
Nagle prawie upadła, ale zdążyłem ją złapać. Po jej pyszczku spływały łzy. Usłyszeliśmy śmiech. W kącie legowiska stała Gia. To ona go zabiła!
Tym razem nie wytrzymałem.
Rzuciłem się na nią. Ona upadając uderzyła głową w ziemię. Była zdezorientowana. Skorzystałem z tego i zadałem jej cios w oczy. Nie oślepiłem jej, ale to było na pewno bolesne. Zawyła z bólu. Zacząłem wgryzać jej się w kark, po czym rzuciłem nią na kilka metrów. Znaleźliśmy się w obozie, wśród innych walczących kotów.
- Morderczyni! - zasyczałem.
Uderzyłem ją łapą w brzuch. Potem drapałem ją w bok. Następnie wgryzłem się w przednią łapę i zacząłem nią szarpać. Byłem w tak wielkiej furii, że chciałem ją zamordować. Już prawie to zrobiłem, gdy ktoś mi przeszkodził.
- Wilcze Serce, nie! - krzyknął Mroźny Wiatr, który przygniótł mnie do ziemi. Pierwszy raz był tak poważny.
Gia powoli podniosła się z ziemi i korzystając z jedynej okazji uciekła. Cała ranna nie mogła już walczyć. Dyszałem, a moje łapy, pazury i pyszczek były całe we krwi przeciwniczki. Ostatni wrogowie uciekli pokonani.
- Nie chcemy zabijać wrogów, tylko ich wygonić! - przypomniał mi.
Zasyczałem i wstając przewróciłem kocura. Odwróciłem się od niego. Słyszałem, jak ten wstaje, otrzepuje się z ziemi z cichym westchnięciem i odchodzi. Usiadłem. Moje pazury dalej były wysunięte, a futro nastroszone.
- Wilcze Serce, co się stało? - usłyszałem przywódczynię klanu.
Zignorowałem ją.
- Sójcze Pióro! Co się dzieje? - zapytała moją partnerkę. Najwyraźniej ona też wyszła z legowiska.
Sójcze Pióro?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz